Ale, ale, nie przejechałyśmy 140 km tylko po to, żeby pójść na spacer i wybrać się do tężni. Ptzy okazji wizyty w stolicy odwiedziłyśmy położoną całkiem niedaleko Konstancina Farmę Dyń. Na farmę miałam ochotę już pojechać rok temu, kiedy po raz pierwszy przeczytałam o tym miejscu na blogu Klocek i Kredka, ale chyba za późno się zebrałam, a farma jest czynna jedynie parę m-cy w roku, w tym do końca października (a więc macie jeszcze szansę).
Ja za dynią przepadam. Lubię ją jeść w wielu postaciach ale sama dynia ma w sobie coś takiego hmm swojskiego, więc już duża ilość dyń mi się na farmie podobała. Hania pozosała wobec dyń .. niewzruszona, ale to nic. Największą atrakcją były dla niej króliki, które można karmić (na farmie jest mini zoo), trampolina oraz bardzo fajny labirynt.
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to głośna muzyka i to, że na farmie nie można wypić kawy, tudzień zjeść dyniowego placuszka bądź zupy z dyni, ale poza tym jest to fajna alternatywa do placu zabaw. Szkoda tylko, że tak daleko :)
mnie się marzy sesja dziecięca na takim polu dyniowym
OdpowiedzUsuńzdecydowanie, dynie mają w sobie coś pozytywnego :)
OdpowiedzUsuń