środa, 1 lipca 2015

Afryka we Wrocławiu

Z książki "Mniej" Marty Sapały, którą aktualnie czytam (autorka namówiła 12 rodzin z Polski ale nie tylko na eksperymentalny Rok Bez Zakupów) wynika, że potrafimy zrezygnować z nowych ubrań, kosmetyków i innych rarytasów, ale bardzo trudo zrezygnować nam z wjazdów, wakacji, wycieczek, kilkudniowych wypadów "w Polskę". Doskonale to rozumiem. My też nie potrafimy wysiedzieć za długo w jednym miejscu, dlatego w poprzedni weekend wyjechaliśmy całkiem spontanicznie do Wrocławia. Cel - Zoo, a konkretnie Afrykarium :-)

Mapka ZOO

Dzięki autostradzie podróż Łódź - Wrocław trwa obecnie 2 godziny, więc naprawdę można obrócić w ciągu jednego dnia, co zresztą zrobiliśmy. A co nas spotkało w stolicy Dolnego Śląska? Bardzo dobrze zorganizowany parking przed ZOO, oczywiście płatny, ale przynajmniej nie było problemu ze znalezieniem miejsca oraz stresem, czy czasem po powrocie ze zwiedzania nie będzie na nas czekać niemiła niespodzianka w postaci blokady na kole. Wbrew pewnym obawom (pogoda nie była taka zła) nie było też kolejki i bilety do ZOO (niestety znów nie tanie, 40 zł za osobę dorosłą  + 30 zł bilet ulgowy) nabyliśmy ino mig.




Wrocławski ogród zoologiczny jest mi mniej więcej znany i uważam, że jest jednym z fajniejszych ogrodów w Polsce (chociaż moim faworytem i tak pozostaje wiedeńskie zoo), a dzięki otwartemu w październiku ubiegłego roku Afrykarium zdecydowanie osiągnął europejski poziom :-) No właśnie, więc jak to z Afrykarium jest. Warto? Zdecydowanie warto! To co mnie tam urzekło to duża przestrzeń, specyficzny mikroklimat, wodospad i fragment Oceanarium z prawdziwego zdarzenia, czyli korytarz wodny, dzięki któremu możemy pospacerować "pod" płaszczką albo inną rybą.

Imponujący budynek Afrykarium





Przeżyłam jedno małe rozczarowanie, ponieważ nie było pingwinów (tzn. chyba musiały się gdzieś ukryć, ale nie udało mi się ich zlokalizować), ale poza tym warto Afrykarium odwiedzić. Co prawda mogłoby być tam więcej zwierząt, ale z drugiej strony im jest z pewnością lepiej na świeżym powietrzu, więc jest to zrozumiałe, a dzięki zamkniętej powierzchni Afrykarium można zwiedzać nawet w przypadku deszczu, co jest niezaprzeczalnym plusem tego miejsca :-)

Co poza tym robiliśmy we Wrocławiu? Szczerze mówiąc - niewiele! Nie byliśmy nawet na Rynku, odwiedziliśmy natomiast Nasyp, czyli ulicę Bogusławskiego, taką trochę hipsterską część Wrocławia, w której to pod nasypem kolejowym umiejscowiona jest masa knajpek i pubów oraz zjedliśmy (ponoć) najlepsze lody we Wrocławiu czyli Lody Roma na Rydygiera. Faktycznie połączenie pistacja + herbata zielona z limonką jest wyborne, ale klasyka gatunku, czyli czekolada + wanilia rówie pyszna :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz