Parę tygodni temu miałam okazję wziąć udział w bardzo fajnym szkoleniu. W Warszawie, na Ursynowie, bo to klu całej opowieści. Nie znam za dobrze Warszawy, na Ursynowie (stacja Metra Kabaty, niedaleko Tesco) byłam raptem dwa dni, ale ... bardzo mi się spodobało. Może ktoś powie, że to taka "sypialnia" stolicy, że mało zieleni, że te sklepy wielkopowierzchniowe etc. I ma rację. Ale z drugiej strony duże przestrzenie, sporo miejsc do spacerowania, kino, klub fitness, kawiarnia, kilka restauracji, klubik dla dzieci i wszędzie pełno ludzi, zwłaszcza młodych, z dziećmi. Restauracja Zapiecek pękała w szwach, kawiarnie to samo.
I mnie się to bardzo podoba, że życie dzielnicy toczy się w jej sercu. Że nie trzeba (co nie znaczy, że nie można) jechać do centrum, żeby zjeść dobry obiad czy napić się dobrej kawy, wystarczy zjechać kilka pięter windą i już. Podobnie jest w niemieckich, dużych miastach (może gdzieś indziej też, ale piszę o tym, co znam), tam też w każdej dzielnicy jest dobra restauracja, do której ludzie przede wszystkim chętnie chodzą i które tętnią życiem. I właśnie tego brakuje mi w Łodzi. Mieszkam na bardzo małym osiedlu, to fakt i może dlatego jedyny lokal, który do tej pory się tutaj utrzymuje to obiady domowe na dowóz, a pizzerie otwierały i zamykały się trzy, zwalniając ostatecznie lokal .... gabinetowi rehabilitacji. Chcąc pojechać na dobrą kawę, pizzę/ obiad/ fitness/ zajęcia z Ha muszę wsiąść w auto i jechać. Nieważne, czy 5 czy 25 minut, mimo wszystko zamienia się to w wyprawę.
Dlatego podoba mi się klimat małych miasteczek. Moja mama mieszka pod Łodzią, w mieście liczącym ok. 15 tysięcy mieszkańców, za to z jeziorem, całkiem ładnym, chociaż moim zdaniem niewykorzystanym rynkiem, a nawet otwartą niedawno Galerią Handlową. Kiedy byłam mała, nieznosiłam tam jeździć, ale chyba głównie dlatego, że wszystkie koleżanki miałam w Łodzi, natomiast teraz bardzo doceceniam to, że po południu można iść na spacer nad jezioro a w Święta podziwiać kolorowe lampki i choinkę na rynku. Z drugiej strony jestem sobie w stanie wyobrazić frustrację płynącą z mieszkania w małym mieście. Nic się nie dzieje i jak chce się zrobić coś fajnego i tak trzeba jechać do Łodzi, a to jest dopiero wyprawa. Stąd też odwieczny dylemat - mieszkać w mieście czy poza nim? Na razie wybieram opcję pierwszą, ale drugiej też nie wykluczam :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz