Jak doskonale wiecie, czytając tego bloga, staram się korzystać ze wszystkiego, co oferuje to miasto, także
wydarzeń skierowanych nie tylko dla dzieci, albo tylko przy okazji. Z tego też powodu w poprzedni weekend wybrałyśmy się z Hanią na organizowany przez MTŁ Salon Matki i Dziecka. Salon pojawił się przy okazji targów urody, wystawców było co prawda niewielu, ale za to na plus oceniam po pierwsze to, że był kącik dla dzieci - o atrakcje dla nich oraz opiekę zadbał Edukatorek, a poza tym były ciekawe warsztaty prowadzone przez ekspertów Łódzkich Mam. Wykład dot. uzębienia najmłodszych oraz interaktywne warsztaty plombowania zębów przeprowadziła Dorota Grodecka, ja natomiast poszłam na spotkanie z Izą Ludwiczak - logopedą. Hanią chwilę z ciocią pogadała, ona wydała "werdykt", a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że pora pożegnać się z mlekiem z butelki i na stoisku Słonia kupiłam odpowiedni kubeczek, więc ja byłam z wizyty zadowolona.
Poza imprezami targowymi, teraz czekam na Salon Ciekawej Książki, w Łodzi odbył się już kolejny raz z rzędu Design Festiwal, na którym co ciekawe, też można znaleźć coś ciekawego dla dzieci.
|
Hanut w bawialni |
Po pierwsze - bawialnię. Ogromny plus dla organizatorów za samą ideę - rodzicie mogli spokojnie zwiedzać festiwal, a dzieci bawić się pod opieką pań z Koliberka, ale także za "look" bawialni, gdzie poza dość oczywistymi zabawkami z Ikei było też dużo ciekawych książek i "nowatorskich" zabawek, także tych wystawionych na festiwalu. Ale jak to z dziećmi bywa - Hania w nosie miała hocki klocki, czy super układanki Djeco, interesowała ją głównie lalka, kuchenka i tekturowe autko :) Poza pobytem w Bawialni wzięłyśmy z Hanutką udział w warsztatach kulinarnych "Smaki Jesieni", które prowadził Grzegorz Łapanowski w ramach swojego projektu "Szkoła na widelcu".
|
Bohaterką warsztatów była pani dynia :) |
Widać, że kucharz pracuje z dziećmi, bo ma do nich bardzo dobre podejście, a w czasie samych warsztatów czułam się trochę jak uczestnik programu Gordona Ramseya - dzieci podzielono na 3 grupy i każda z nich miała 45 minut na przygotowanie konkretnego dania. Motywem przewodnim była dynia, zgodnie z myślą, żeby jeść sezonowo, a przygotowano placuszki z dynią z sosem i łososiem, zupę krem z dyni oraz surówkę z dyni i przedziwnej marchewki o kolorze .. buraka. Każde dziecko biorące udział w warsztatach dostało fartuszek, swoje miejsce pracy i jakże istotne zadanie, a organizatorzy dbali o to, żeby nikomu nie stała się krzywda :)
|
Fartuszki Szkoły na Widelcu były niestety do zwrotu :) |
Hania jako najmłodszy uczestnik musiała liczyć na moje wsparcie w trakcie kucharzenia, ale frajdę ze zjedzenia (no ba) przygotowanych także przez siebie placuszków miała wielką :)
Masz tu mojego Zygmunta na zdjęciu! I mnie :)
OdpowiedzUsuńEwa
oooooooooo faktycznie :-0)))
OdpowiedzUsuń