Nie, żeby to była nowość, ale bardzo lubię książeczki dla dzieci. Zwłaszcza te "nowsze", interaktywne z ilustracjami np. Emili Dziubak, dlatego też nie wiem, czy sama z siebie kupiłabym książkę Doroty Gellner "Zaklęta uliczka", pomimo, że mamy już książkę tej autorki. Tymczasem tą pozycję autorki dostałam i powiem Wam, że jest to, zwłaszcza w ostatnim czasie, jedna z ulubionych wieczornych lektur Hani.
"Zaklęta uliczka" to 15 krótkich rymowanych opowieści z przepięknymi magicznymi ilustracjami Eli Śmietanki-Combik, które zabierają czytelnika w baśniowy świat pełen księżniczek, czarowników i magii.
Świat według Doroty Gellner jest przepiękny – rzeka została utkana z błękitu, łódka z malachitu, łąki są aksamitne, wiosła zrobione z opali, ryby mają w ogonach błękity a księżniczka czesze wzburzone fale morza zielonym grzebieniem. Jest to świat, w którym dobro wygrywa ze złem – wiedźma zamienia się we wróżkę a zły czarownik w dobrego strażnika. Ale przede wszystkim jest to świat magiczny – w którym wiatr z wachlarzy potrafi porwać zamek wraz z 12 księżniczkami, w którym noc buduje wieżę z luster a księżyc most ze światła. Kto nie chciałby mieszkać w świecie, gdzie „stanęli rycerze zmęczeni podróżą […] przed krzakiem, co złotą kwitł różą. I stali zdumieni, i pełni powagi. I ściąć tego piękna nie mieli odwagi” a miłość sprawia, że […] zakwitła księżniczka jak kalina, jak róża".
Może Hani tak bardzo podoba się ta książeczka, bo jest taka ... inna, taka magiczna. A mnie to bardzo cieszy, bo "Zaklęta uliczka" to taka poezja dla najmłodszych, którą warto znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz