czwartek, 11 maja 2017

4 zaskaskujące fakty o mnie czyli czemu nie oglądam filmów online

1. Nie oglądam filmów w necie




Nie twierdzę, że nie było w moim życiu czasu, kiedy ściągałam filmy z internetu i oglądałam je długo przed tym, nim miały w Polsce swoją kinową premierę, ale od dawna tego nie robię. Oglądam filmy jedynie z legalnych źródeł, w tv, w kinie albo na VOD. Wiem, że są różne strony, na których można (ponoć) legalnie obejrzeć kinowe nowości, ale to zdecydowanie nie dla mnie. Pewnie też dlatego, że wolę obejrzeć film na dużym ekranie telewizora niż na 17 calowym monitorze (tak, wiem, że są kabelki), ale generalnie to do mnie nie przemawia. A już całkiem nie rozumiem chwalenia się obejrzeniem filmu, który nie miał jeszcze kinowej premiery i na pewno nie ma wydania na DVD.







2. Nie lubię dodatków z sieciówek




Dodatki do mieszkania w stylu scandi robią od lat furorę w Polsce. "Wyczuły" to nosem sieciówki, ściągając z Chin masowo produkowane dodatki na modłę skandynawskiego stylu. Na instagramie bardzo często obserwuję pełne zachwytu fotki sklepowych półek m.in. w Pepco, które uginają się od szarych i turkusowych filiżanek etc. Na mnie to zupełnie nie działa. Idealny dodatek, który faktycznie chciałabym mieć w swoim otoczeniu, powinien być, hmm, trudny do zdobycia, wyszperany, przywieziony z podróży, albo chociaż związany z jakimś wspomnieniem. Może dlatego mam w domu raczej mało dodatków :) Wolę taką formę minimalizmu niż poczucie, że wchodząc do swojego salonu, znajduję się w gazetce Pepco tudzież pokoju ... sąsiadki.




3. Nie lubię bałaganu




To nie tak, że sobota to dla mnie dzień generalnych porządków, tak jak to kiedyś napisała Kasia, mam w sobotę lepsze rzeczy do roboty :) Ale nie potrafię pójść spać, wyjść z domu, kiedy mam brudne naczynia, niepościelone łóżko czy brudną podłogę. Zanim przeczytałam "Magię sprzątania" Marii Kondo doszłam do tego, że rzeczy po prostu muszą mieć swoje miejsce. Dzięki temu nawet posprzątanie pokoju Hani po wizycie jej koleżanek mnie nie przeraża :)






4. Jestem purystką językową


Zarówno w szkole podstawowej jak i w liceum miałam fantastyczne nauczycielki języka polskiego. Pani "profesor" z LO organizowała nam w piątkowe popołudnia książkowy klub dyskusyjny na 45 metrach swojego mieszkania, w którym poza nami musiał zmieścić się jej mąż, syn i pies. Natomiast nauczycielka z podstawówki na tyle łopatologiczne tłumaczyła nam zasady ortografii, że nigdy w życiu nie popełnię kilku z listy dość powszechnych błędów, jak 11 luty, okres czasu i nie napiszę "napewno". Nie oznacza to, że jestem idealna i np. zawsze wiem,gdzie stawia się przecinki. No ale, mylenie się jest ludzkie :) Jako pracownik korporacji bardzo często używam jednak anglicyzmów i "korpogadki", ale jako filolog tłumaczę sobie, że tak po prostu musi być, bo język żyje.











1 komentarz: